Revenge – najlepszy film akcji/thirller/horror tego roku! – wg filmoznawcy Bartka Staniecko

filmoznawca Bartek Staniecko zachęca do oglądania filmu Coralie Fargeat „Revenge”; na film zapraszamy w ramach czerwcowego seansu Double Features – Pokazów podwójnych razem z horrorem „Dziedzictwo”: bilety i opis wydarzenia

 

Najlepszy film akcji/thirller/horror tego roku!

I patrząc na rozkład tegorocznych premier filmów akcji raczej nic go już nie przebije. Bo niby co? Skyscraper? Lubię The Rocka, ale on może co najwyżej nosić Jen pas z nabojami. Sicario 2? Może, gdyby za kamerą stał Villeneuve… ale nie stoi, więc nie róbmy sobie nadziei. Mission Impossible Fallout? Tom jest za niski dla Jen. Equalizer 2? Denzel jest zbyt przewidywalny. Predator? Bądźmy poważni,ale… chętnie zobaczyłbym w tym filmie Jen, bo ma dziewucha więcej ikry niż cała ekipa z tego filmu (wnioskując po zwiastunie oczywiście).

Ale wracając… Serio, ten debiut to filmowy granat! Wyobraźcie sobie Death Proof i Mad Maxa jadących dwoma muscle carami na czołówkę. I teraz wyobraźcie sobie, że tę czołówkę wyreżyserował… Villeneuve do spółki z Millerem. Tak, to jest tak dobre! Złotawy piach miesza się tu z lepkim szkarłatem posoki (a jest jej duuuużo, baaardzo dużo), potem brudnych ciał, a to wszystko rozgrywa się pod delikatnym błękitem bezchmurnego nieba w rytm energetycznie pulsujących synth-wave’owych kompozycji, które przywołują echa obrazów Carpentera/Argento, ale i… filmów sf z lat 80-tych. Cudo!

Plot jest prościutki, ale nie o woltyżerkę fabularno-filozoficzną tu chodzi. To jest pop-art carnage opera, esencja kina exploitation wniesiona bez pardonu do galerii. Wykonanie jest tu prawie bezbłędne! Można by, co prawda, podkręcić tu i ówdzie, doszlifować w jednym, dwóch miejscach, żeby dobić do pełnej dychy, ale nawet bez tego film robi piorunujące wrażenie.

Montaż obrazu i dźwięku jest tu perfekcyjny. Dyryguje rytmem, tempem i pulsem filmu, z matematyczną wręcz precyzją. Aktorzy dobrani są idealnie. Matilda Anna Ingrid Lutz w roli Jen jest… magnetyczna w obu wersjach – i jako sexy kitten, i kiedy opęta ją worrior mojo. Świetną grę aktorską dopełniają charakteryzacje, które wyglądają tu obłędnie! Widziałem w kinie wiele obrzydliwości, ale to, co wyrabia tu Fargeat z pomocą efektów charakteryzacyjnych, montażu obrazu i dźwięku sprawiało, że po raz pierwszy od czasu chyba Królika doświadczalnego, czyli będzie z jakieś 20 lat (tak, oglądałem go na jakimś ripie DVD, więc wrażenie obcowania z prawdziwym snuff movie było niejako zdwojone), fizycznie reagowałem na dyskomfort, jaki wywoływały we mnie obrazy przemocy wobec ludzkiego ciała i nie mogłem patrzeć na niektóre sceny. Brawo! O to przecież chodzi! Na film mamy żywo reagować, nie tylko psychicznie, ale i fizycznie!

Będąc przy aktorach i charakteryzacji, to nie można nie wspomnieć o rekwizytach, które zostały tu przemyślane w najdrobniejszych szczegółach. Ot, choćby kolczyki Jen. Niby drobny detal niknący gdzieś w ogromie wizualnych bodźców, ale wybrzmiewają i robią dwie sceny w dalszej części filmu! Bez nich, zwłaszcza jedna z nich, nie zapadałaby w pamięć niknąc w morzu podobnych bezpłciowych klisz znanych z innych filmów.

A propos klisz… ten film to to jedna wielka klisza (zupełnie jak Fury Road), to pan Tarantino, mistrz zabawy w kino, właśnie został zrzucony z piedestału (co z drugiej strony trudne nie było, skoro ostatni warty uwagi film nakręcił ponad 10 lat temu). Mnóstwo tu referencji, cytatów (czasem delikatnych, nienachalnych, jak np. okulary Jen, a czasem dosłownych np. imię głównej bohaterki, czy scena wcinania batonika przez Dimitra – to a propos Tarantino) i inspiracji (jak np. w samym otwarciu, które zaczyna się pięknym mastershotem, nawiązującym do klasycznych rozwiązań estetycznych sztuki, by zaraz w następującym po nim uderzyć w popowe, pstrokate tony kina klasy B), ale wszystko to cechuje nieprzeciętna wrażliwość kinematograficzna oraz niezwykłe, jak na debiutantkę, wyczucie poetyki języka filmu.

To jest kino jakie lubię. Podobnie jak Mad Max Millera, Death Proof (upadłego) Tarantino i Sicario   estety Villeneuve’a, tak i Revenge Fargeat idealnie wpasowało się w mojego ducha kina i poczucie estetyki.

Na bank stanie obok wcześniej wymienionych w mojej prywatnej filmowej kolekcji.